Wójt szedł polną drogą w kierunku małej chatki pod lasem. Musiał odwiedzić babkę, właściwie praprapra- i nie wiadomo ile jeszcze tego pra- babkę. Zawsze podejrzewał, że była wiedźmą, taką prawdziwą. No bo, jak to możliwe, że jeszcze żyła, kiedy jego babka i prababka, które pamiętał, dawno pomarły? Zawsze kiedy o tym myślał, przechodził go dreszcz. Ale to w końcu rodzina, chociaż miał na to tylko zapewnienia swoich dziadków. Babka była stara, jak bardzo sam nie wiedział. Ale żyła w tej samej chatce od niepamiętnych czasów.
To, że była wiedźmą nawet mu pasowało, ale nie przyznałby się do tego nikomu. Przypuszczał, że dzięki temu żyło im się lepiej. Przez wszystkie lata komuny nigdy nie miał problemów z urzędami, mimo że był prywaciarzem. Nie czepiała się go milicja. Stan wojenny przepłynął koło ich rodziny bez żadnych przykrych skutków. I nie musiał nikomu smarować, chociaż miałby czym. Oprócz ursusa w szopie miał jeszcze mercedesa, i od niedawna telefon komórkowy, jako pierwszy we wsi.
Babka od kilku dni opiekowała się jakąś sierotą. I chyba właśnie w sprawie tej sieroty szedł teraz drogą i żałował, że nie mógł podjechać tych kilku kilometrów, ale ciągnik był w polu, a mercedesa szkoda mu było na te dziurawe drogi. Babka stanowczo nie zgadzała się na żadne techniczne nowinki w swoim domu, typu telefon. I tak dobrze, że zgodziła się na łazienkę, bo pamiętał, jak rodzice opowiadali o starej sławojce, z której babka długo nie chciała zrezygnować.
Babka była stara, siwiuteńka, cała pokryta zmarszczkami, ale wzrok miała bystry, a rękę pewną. I potrafiła postawić na swoim. Dlatego teraz wójt musiał się do niej pofatygować. Zadzwoniła do niego jakaś młoda kobieta (na numer domowy, nie na komórkę, co przyjął z lekką irytacją, wolałby częściej używać tej nowinki, chociaż jakość połączenia nie była idealna). Kobieta powiedziała, że wszystko gotowe i babka musi się o tym dowiedzieć. No to się dowie, chociaż inaczej planował spędzić ten ciepły dzień.
Zastanawiał się trochę nad tą sierotą. Dziewczynka była malutka, miała jakieś trzy latka, duże oczy i cienkie warkoczyki. Podobno ma gdzieś jakąś rodzinę i babka się z nimi kontaktuje. Dziewczynka była jakaś dziwna. To, że przestraszona, to raczej normalne. Podobno jechała z mamą na wakacje, kiedy wjechała w nie ciężarówka prowadzona przez jakiegoś pijaka. Maluchem zarzuciło i wbił się w drzewo, matka zginęła na miejscu, a mała, która siedziała z tyłu, nie miała nawet zadrapania. Babka napoiła ją jakimś wywarem i mała spała przez kilka godzin, a kiedy się obudziła, nie wspominała już o mamie. Kiedy zobaczył ją po raz pierwszy, biegała z dużym psem babki po podwórku. Wielkie było to bydlę i wójt sam się go nieco obawiał. A mała śmiała się i ciągnęła go za sierść na szyi, bo nie nadążała. O dziwo pies zwalniał i wywaliwszy jęzor cierpliwie czekał na dziecko. I widział, jak na dziewczynce siadały motyle. Dwa duże marszałki usiadły każdy na jednym warkoczyku. To było też dziwne. Teraz razem z babką pieliły grządki, babka ją czesała i śpiewała kołysanki. Bardzo dbała o małą i wójt zastanawiał się nawet, czy to nie jakaś zaginiona rodzina, ale kiedy odważył się spytać babki, ta tylko fuknęła, że to nie jego sprawa.
Widział już brzozowy zagajnik, więc przyspieszył kroku. Swoją drogą ciekawe, skąd babka wzięła tego psa. Pojawił się niedawno, widać, że niemłody, ale na bezpańskiego za dobrze wyglądał. Babka powiedziała tylko, że jak mieszka na odludziu, to przyda jej się jakaś ochrona. Tak jakby babka czegokolwiek się bała. A kiedy kilka dni temu przyszedł do niej z zamówionymi sadzonkami, wydawało mu się, że słyszy rozmowę babki z jakimś mężczyzną. Gdyby miała telefon, nie zdziwiłby się tak. Ale nie miała. Kiedy wszedł do domu, oprócz babki nikogo nie było. Tylko to wielkie bydlę zajmowało cały przedsionek. Z drugiej strony może jako wiedźma ma swój rodzaj telefonu i kontaktuje się z innymi wiedźmami na swój sposób? I może wśród wiedźm też są mężczyźni? Chyba jednak nie, bo gdyby byli, nie musiałby w zeszłym roku naprawiać stodoły. Zajęło mu to całe trzy dni w samym środku żniw. Ale nie narzekał, trochę ze strachu przed babką, a trochę dlatego, że babka była jednak wiekowa i wiedźma czy nie wiedźma, sił przecież tyle nie ma, a i na stolarce raczej się nie zna.
Był już blisko chatki, kiedy nagły podmuch wiatru zerwał mu z głowy czapkę. A specjalnie naciągał ją głębiej. Czapka upadła tuż przed gankiem i schylił się, żeby ją podnieść. Na ganku stała dziewczynka i śmiała się radośnie, właściwie nie wiadomo z czego. No właśnie, dziwna była.
– Witajcie, babko – zawołał i zobaczył, że babka wyłania się z chatki – telefon był do was, podobno wszystko gotowe.
– Świetnie – babka zatarła ręce. – Widzisz, kruszynko, już niedługo.
– A babka czasem nie planuje czegoś niezgodnego z prawem? – Wójt odważył się zapytać, bo babka była coś podejrzanie mocno zadowolona.
– Nie Józik – zaśmiała się głucho. Józik, to był jego ojciec, ale wójt nie poprawiał starej. – Nie złamiemy ani waszych praw, ani naszych.
Tego już nie skomentował. Nawet jeśli dziwił się w duchu wszystkiemu, co widział u babki, wolał o tym nie mówić. Z babką lepiej nie zadzierać.
– Potrzebujecie czegoś? Bo jak nie, to ja już pójdę, jałówka będzie się dzisiaj cielić.
– Nie potrzebuję, przecież wszystko gotowe. A o jałówkę się nie martw, Józik. Chodź, dziecko, pójdziemy się przygotować.
Chwyciła małą za rękę i obie zniknęły w chatce.
Wójt wzruszył ramionami, naciągnął czapkę na głowę i skierował się z powrotem na ścieżkę przez zagajnik. Jak się pospieszy, zdąży jeszcze na kolację. A babka na pewna da sobie radę. Zawsze sobie dawała.