Dorota

Mieszkanie u Eustachego zaczęło być dla Doroty niewygodne. Miała swoich ochroniarzy, którzy nie odstępowali jej na krok, co mogło się wydawać przejawem troski, ale ona odbierała to jako wścibstwo starego wampira, który musi wiedzieć o niej wszystko. Nie mogła wychodzić za dnia, bo ochrona składała się wyłącznie z wampirów. Do nocnego życia przywykła już dawno, ale nie do takich ograniczeń.

Rozmowy z Eustachym też ją męczyły. Na początku starał się być miły, ale kiedy ona nie starała się nawet być mniej opryskliwa, on także przestał udawać uprzejmego. Dorota nie cierpiała pogawędek o niczym i odzywała się do niego jedynie wtedy, kiedy chciała dowiedzieć się czegoś konkretnego o liście kandydatów, którą dla niej przygotował.

Od dwóch miesięcy praktycznie codziennie wspominała Adama. Tęskniła za jego starymi paluchami, jego językiem, nawet za jego członkiem w swoich ustach. Upokorzenie, którym ją częstował stało się nieistotne i teraz z udręką wspominała rozkosz, której doznała dzięki niemu.

A może to upokarzanie jej się podobało?

Śnił jej się cały czas. Jak wpycha palce w jej szparkę, jednocześnie masując łechtaczkę. Jak drażni tylny otwór, co powoduje ból, ale i przyjemność. Jak szarpie i wykręca sutki, jednocześnie masując całe piersi. Jak każe jej ssać wielkiego kutasa i połykać spermę. Jak ciepła, lepka ciecz spływa jej po brodzie i policzkach. Nawet to ją podniecało.

Nie mając wiele do roboty zaczęła jeździć na spacery. Tak, jeździć, bo chciała spacerować w okolicach domu Adama, a na piechotę to trochę daleko. Kiedy pierwszy raz zamówiła taksówkę, Eustachy powiedział, że może korzystać z auta ochrony. Wręcz nalegał. Nie mówiła mu gdzie jeździ, ale i tak wiedział. Jeśli się dziwił, to w żaden sposób nie dał tego po sobie poznać.

Wędrowała więc pośród starych drzew, wpatrując się w willę, która kiedyś budziła jej strach, a teraz tęsknotę. W domu nigdy nic się nie działo. Ciemne okna i głucho zamknięta brama mówiły jasno, że nikogo nie ma w środku. Robiła kilka okrążeń po okolicznych ulicach i wracała do Gdyni.

Ale któregoś dnia okna były jasne, a brama otwarta. Dorota stanęła jak wryta i wpatrywała się w willę z niedowierzaniem. Adam na pewno nie wrócił z zaświatów, to mogą być tylko nowi lokatorzy. Była ciekawa, kto kupuje dom od wampira. Pamiętała rozkład pomieszczeń w domu i w piwnicy, która była specjalnie zaprojektowana, aby światło słoneczne w żaden sposób nie dostało się na dolne poziomy. Potencjalni nabywcy mogli zadawać pytania.

Była ciekawa kto tu teraz mieszka. Światła, nieco przytłumione, dochodziły z salonu. Salon też pamiętała, chociaż tutaj akurat przebywała najrzadziej. Ale to tu Adam obmacał jej ciało pod sukienką, tak że prawie doszła na oczach jego ludzi. Pamiętała wzrok jednego z nich, Maxa. Taki zimny, przeszywający, a jednocześnie z jakiegoś powodu rozgrzewał ją od środka. Wyczuwała w nim pewne podobieństwo do Adama. W podobny sposób obserwował jej ciało, oblizując wolno wargi.

Wolnym krokiem przeszła do końca ulicy i zawróciła. Nie chciała niczego przegapić. Było coraz zimniej, jej zimowa kurtka, którą kupiła ze względu na piękny kolor i krój, a nie ciepło, teraz wydawała się bardziej jesienną. Całe szczęście, że miała też obszerny szal i rękawiczki.

Przechodząc siódmy raz drugą stroną ulicy usłyszała kobiecy śmiech, który dochodził z domu Adama. Drzwi otworzyły się i teraz słyszała już wyraźnie głosy kilku osób. Kilku kobiet. Przystanęła za grubym pniem drzewa, modląc się, żeby tylko jej ochrona nie podeszła do niej niespodziewanie. Wychyliła czubek głowy i obserwowała.

Przez drzwi wyszły trzy kobiety i jeden mężczyzna. Kobiety były mniej lub bardziej ubrane w zimowe rzeczy, chociaż kuse. Mężczyzna miał na sobie tylko dżinsy. Trzymał rękę między udami jednej z kobiet i tak mocno pocierał jej cipkę, że niemal ją podnosił. Obiema rękami uczepiła się jego nagich ramion i jęczała głośno, kiedy jej koleżanki zaśmiewały się na schodach. Była taka drobna, że mężczyzna nie miał żadnych problemów z podtrzymywaniem jej jedną ręką. Nagle krzyknęła, kiedy uniósł ją nieco wyżej, wygięła szczupłą szyję i Dorota nawet stąd widziała jak jej oczy wywracają się, aż widać prawie całe białka.

W tej chwili podjechał samochód i kobiety zaczęły do niego wchodzić. Najpierw dwie, które wyszły razem, śmiejąc się i z lekka czkając. Trzecia ciągle wisiała na ramieniu mężczyzny i Dorota pierwszy raz dostrzegła, jaki był wysoki i postawny. Przeniosła wzrok na jego twarz i zadrżała.

To był Max. I właśnie w tej chwili spojrzał prosto na nią. Krzywy uśmiech wykwitł na jego twarzy, kiedy patrzył, jak kryje się za drzewem. Oczy rozbłysły, a język przesunął się po wąskich wargach. Nachylił się nad drobną kobietą i powąchał jej włosy, nie odrywając wzroku od Doroty.

W końcu zapakował kobiety do samochodu, który od razu ruszył i już po chwili zniknął im z oczu. Mężczyzna, Max, nadal stał u szczytu schodów i patrzył wprost na Dorotę. Chciała schować się za drzewem, ruszyć do przodu, albo zawrócić i zniknąć mu z oczu, ale nie mogła się ruszyć. Jak zahipnotyzowana wpatrywała się w wampira i czuła coraz wyraźniejsze dreszcze między nogami. Jedynym ruchem, który mogła w tej chwili wykonać, było zaciśnięcie ud. Uśmiech Maxa powiększył się, mężczyzna prychnął cicho i wrócił do domu.

Dopiero po kilku minutach Dorota doszła do samochodu swojej ochrony i wsiadła do środka. Kiedy ruszyli pomyślała, że może Max jest bardziej podobny do Adama, niż jej się wydawało. I że musi znaleźć sposób, żeby spotkać go ponownie.

Dodaj komentarz